Do Łochowa niedaleko. Dojazd bez problemu. Nieoświetlony parking koło obiektu. To już drugi raz (niby kontynuacja covidu), że nie ma centralnej bazy zawodów. Punkty startowe, weryfikacja uczestników, odbiór gadgetów odbywa się na starcie.
W tym roku dołączył do nas Jacek, więc była nas cała czwórka.
My, jak zwykle na trasie Tatrzańska 1. Mapa miała nazwę „Co gwiżdże na Gwizdaczu”. No… my nie wiemy ale postanowiliśmy się o tym dowiedzieć.
Długość trasy 14950m, limit 370 + 120 min. 16 + 1 PK
Zaczęło się spokojnie, na obrzeżach miasta, jeszcze między domami.
Pk.1 od razu poszedł jako stowarzyszony, mimo rozdzielenia i niby zajścia praktycznie w to samo miejsce.
Pk2. to takie wyschnięte bagno, tak się nam wydaje. Punkt poprawnie zaliczony
Pk3. Wyszliśmy z lasu, kilkaset metrów na południe, niż planowaliśmy, w związku z tym poszliśmy na północ ale tam okazało się, że musimy wracać skąd wyszliśmy, bo praktycznie był tam punkt. Trochę się nachodziliśmy, a czas płynął.
Punkt 4 – Białe Błota na mapie. Trochę błądzenia, trochę marszu rowem, a nawet dwoma i nieco namierzania. Bardzo ładne miejsce.
Pk5 – Tego nikt nie wie. W każdym razie dopadł nas Pan Stowarzysz.
Pk6 – Ładny rów, dla zmyłki na widoku był jeden stowarzyszony, aż za kolejne metry poprawny punkt. Nasza wina w wyliczenia azymutu. Ale udało się go zdobyć.
Pk7 – Postanowiliśmy go zajść od zachodu, żeby nie iść przez kolejne wysokie trawy. O dziwo, udało się. Na miejscu jakaś ambona myśliwska i obok lampion.
Pk8 – Gwizdacz. W sumie to do tej pory nie wiemy, co Gwiżdże na Gwizdaczu, ale w porze mokrej ten terem musi wyglądać kosmicznie. Polecam tu przybyć w celach rekreacyjnych.
Pk9 – takie leje w ziemi. Czy to po bombach? Tak to wyglądało. Udało się nam nie wdepnąć w punkt stowarzyszony, odbiliśmy poprany i dalej w drogę.
Pk10 – Ślepej kurze… najpierw szukaliśmy nie w tym kwartale leśnym. Po prostu nie wiedzieliśmy gdzie dokładnie jesteśmy. Kiedy się zorientowaliśmy, poszliśmy już do właściwego miejsca. Wcześniej nam się nie zgadzało, bo było za płasko.
Pk11 – Ognisko. Chyba po węchu kiełbasy tam trafiliśmy. A kiełbasy starczyło dla każdego. Zjedliśmy, napiliśmy się czegoś. Taki krótki odpoczynek i… do mety. Niestety, nasze leśne harce spowodowały wyczerpanie limitu czasu, już zaciągnęliśmy dług na poczet limitu spóźnień ale, w sumie tak przypadkiem, trafiliśmy na Pk12.
A jak już po drodze, to jeszcze Pk13 okazał się łatwym łupem.
Podjęliśmy jeszcze próbę odszukania Pk15, bez sukcesów, postanowiliśmy nie marnować czasu na szukanie w nocy po lesie i już bez zbędnych poszukiwań kierunku trafiliśmy do mety.
Wynik. 24 miejsce na trasie na 37 drużyn.