Nocna Masakra roku 2023 odbyła się w Bierzwniku w Zachodniopomorskim.
Ostatnia impreza z cyklu PMnO w roku.
Praktycznie od samego początku uczestniczymy w niej w stałym gronie.
Ja, Rafał i Sergiusz. W tym roku dołączył do nas jeszcze Tomek.
Ale może od początku.
Bo to co Przed, też się robi ważne. Ja i Rafał jedziemy pociągiem z Warszawy z przesiadką w miasteczku Dobiegniew. Do tej stacji bez przeszkód. Jednak czekanie na pociąg, żeby przejechać ostatnie 10 kilometrów wydłużyło się do dodatkowe 40 minut.
Wcześniej w rozkładach widać było, że co drugi pociąg ma jakieś opóźnienia. W międzyczasie poszliśmy zjeść lokalnego kebaba, odwiedziliśmy pocztę, wysyłając kartkę do domu. Budynek stacji jest nieczynny. Ogólnie, to wszystko było w remoncie. Pociągi jeździły tylko po jednym torze.
Pociąg jednak dojechał, wsiedliśmy do niego i spotkaliśmy Sergiusza.
Potem jeszcze jakieś dwa kilometry do bazy na piechotę. Rozbiliśmy swoje koczowiska na hali gimnastycznej. Spacer po wsi, trochę wieje i zimno, ale przynajmniej nie pada.
W sobotę, spanie do południa. Drobne przygotowania do wyjścia, rejestracja, koszulki.
Wyjście do Stokrotki. Ależ, co za sklep. Zlokalizowany jest w jakimś starym magazynie ze sklepieniem krzyżowym. Niedaleko klasztor z ruinami browaru, źródło wody wpływające do jeziora.
Wracamy na bazę i czekamy na odprawę.
Wszystko punktualnie.
Odprawa ok. 15:45. Powitali nas włodarze gminy, potem Daniel powiedział kilka słów o imprezie. Dostaliśmy mapy, zaplanowaliśmy punkty i.. w las.
Nasza trasa to TP16h. Czyli zbieramy tule punktów ile można przez 16 godzin.
Wybraliśmy wariant północny. Na początek trochę asfaltu i punkt PK26 gdzieś na łąkach. Powrót na asfalt i do lasu. Punkt PK34 miał być w obniżeniu terenu ale jakoś tego nie zaobserwowaliśmy. W każdym razie, udało się go odszukać.
Ogólnie, to jest bardzo płasko, z ew. lokalnymi pofałdowaniami terenu.
Kilka punktów pominę. Ale PK29 – Cypel nieco zapadł nam w pamięć. Początek był dobry. Gdzieś po środku trasy pojawił się słupek drogowy z odblaskiem. Kompas… tak jakby chciał wskazać właśnie ten kierunek. Poszliśmy tam. Ale było coraz niżej i coraz bardziej mokro. Zdążyliśmy się wycofać, wrócić na trasę i szybko trafiliśmy na właściwą ścieżkę. Jednak tam, gdzie się rozwidlały, wybraliśmy nie tę. Poszliśmy zbyt na północ, w związku z tym wymagało to od nas szukania punktu wśród zarośli i drzew na całej długości jeziora.
Przy PK40 również nam nie poszło najsprawniej. Myśleliśmy, że idziemy prostą przecinką, która jednak zaczęła zbyt wcześnie zakręcać. I niby odległość się zgadzała ale punktu nie było. Nie doszacowaliśmy odcinka o co najmniej 200m!!!
Punkt jednak się znalazł, chwila przerwy na przekąszenie czegokolwiek i dalej w drogę.
Byliśmy po drodze na kilku punktach kontrolnych, np. PK37, którego praktycznie nie pamiętam. Jakiś rów. Z niego poszliśmy na PK33 – Wąwóz. No… taki prawdziwy wąwóz, środkiem którego płynie rzeka. To chyba najbardziej „górzysty” teren w całym moim rajdzie.
A mój ostatni punkt na trasie. Ze względu na kręgosłup postanowiłem powoli wracać do bazy.
Reszta teamu wyruszyła w dalszą drogę, zbierając kilka punktów także z południa.
Ja w bazie pojawiłem się o g. 4:42, zaś reszta o 8:38. Skutkowało to u nich karą 38 punktów ale i tak się opłaciło.
Kolejny wspaniały wypad na koniec roku. Dziękuję. Mam nadzieję, że jednak nie ostatni, gdyż Daniel twierdzi, że nie będzie kontynuował trasy pieszej w kolejnych latach.
Co smuci.
Ale to nie koniec. Skoro był przyjazd to będzie i odjazd.
Pociąg z Bierzwnika zabrał nas o czasie. Jednak stanął praktycznie w polu po przejechaniu kilku stacji. Maszynista kilkukrotnie restartował cały pociąg. Bez skutku. Dopiero rozczepienie jednostek zakończyło pomyślnie naszą podróż do stacji Krzyż.
W międzyczasie „odkryłem”, że nasz pociąg to osławiony Newag Impuls, znany ostatnio jako przykład najprawdopodobniej celowej fuszerki producenta, który zaprogramował awarie we własnych pociągach.
Do Poznania dotarliśmy z dwugodzinnym opóźnieniem. Całe szczęście, nasz pociąg do Warszawy odjeżdżał planowo za godzinę. Był czas coś zjeść i do domu.
Do zobaczenia, za rok… oby.